Rozdział 3
Sophie ty idiotko! Pomyślałam o tym co by było najlepsze dla
niego, niech da już sobie spokój. Przez całe wesele aż do rana miałam fatalne
samopoczucie. Rozmawiałam z moją babcią o związkach, dlaczego każdy musi tak
cierpieć. Ona mi wszystko tłumaczyła. Podarowała mi swoją bransoletkę z napisem
„Affectum aliquem numquam delebitur”
oznaczało to „Uczucie do kogoś nigdy nie zniknie”. Podziękowałam jej po czym
przytuliłam ją. Tata wyrwał mnie do tańca, jakbym nie miała się zgodzić to był
jego i Elizabeth dzień. Tata po prosił mnie żebym zaśpiewała jeszcze jedną
piosenką. Zaśpiewałam tą.
Nobody sees, nobody knows,
We are a secret, can't be exposed.
That's how it is, that's how it goes,
Far from the others, close to each other.
In the daylight, in the daylight,
When the sun is shining.
On a late night, on a late night,
When the moon is blinding.
In plain sight, plain sight,
Like stars in hiding.
You and I burn on, on.
Put two and to-gether, for-ever will never change.
Two and to-gether will never change.
We are a secret, can't be exposed.
That's how it is, that's how it goes,
Far from the others, close to each other.
In the daylight, in the daylight,
When the sun is shining.
On a late night, on a late night,
When the moon is blinding.
In plain sight, plain sight,
Like stars in hiding.
You and I burn on, on.
Put two and to-gether, for-ever will never change.
Two and to-gether will never change.
Każdy wziął
kogoś do tańczenia. Melanie z Harrym. Amber z Niallem. Perrie z Zaynem.
Liam z moją babcią. Mój tata z Elizabeth. Tylko Louis sam jak palec.
Postanowiłam zaśpiewać jeszcze jedną piosenkę, którą on na pewno zna. Przeżyje
szok ale cóż tam. Po prosiłam Perrie żeby podała mikrofon Louisowi, widziałam
jak przejął dałam znać kapeli i zaczęłam to wszystko. Jest to ulubiona piosenka mojej zmarłej
mamy. Zaśpiewałam tą.
That's how much I love you
That's how much I need you
And I can't stand you
Must everything you do make me wanna smile?
Can I not like it for a while
No
That's how much I need you
And I can't stand you
Must everything you do make me wanna smile?
Can I not like it for a while
No
Czekałam tylko, na zbawienie aż on zacznie śpiewać. Widać że
się wahał. Wyjęłam mikrofon ze statywu i powoli poruszałam się w stronę
schodów, żeby zejść na środek tam gdzie zrobiło się miejsce. Czekałam tylko na
Lou. I pojawił się, mój książę z bajki. Co ja mówię nie mój, tylko tamtej
szczęściary… Powoli spletliśmy swoje ręce, i trzymaliśmy się mocno…
Przypomniało mi się to co w parku powiedział, hektolitry łez zatrzymało się w
moim oku… Wszyscy patrzeli na nas z podziwem. Nawet babci i Perrie kręciła się
łezka w oku. Skończyliśmy śpiewać. Patrząc w oczy Lou tylko szepnęłam Kocham Cię. Po czym moja ręka uciekła z
jego uścisku, i poszłam samotnie usiąść na ławce przy fontannie. Byłam
zadowolona że powiedziałam te dwa jakże trudne słowa kocham i cię. Zdjęłam buty
i przechadzałam się po ogrodzie. Poczułam wibracje. Wyjęłam telefon z torebki,
spojrzałam na wyświetlacz, Perrie dzwoniła, odebrałam.
-Num. Co chcesz?
-Gdzie ty jesteś? Szukam cię od 20 minut?
-Przy fontannie, za 5 minut – powiedziałam, po czym się
rozłączyłam
Ubrałam szpilki na moje bose nogi, i ruszyłam do fontanny. Perrie już tam czekała.
-No gdzie ty byłaś? I dlaczego jesteś taka zadowolona?
-Ja byłam się przejść… - powiedziałam
-A czemu taka zadowolona?
-Bo powiedziałam mu dwa słowa Kocham i Cię…
-Jesteś mega, bardzo dobrze że mu wybaczyłaś… - powiedziała
Perrie
-Ale ja mu nie wybaczyłam, tylko powiedziałam mu to co czuję
i odeszłam… - odpowiedziałam
-Dziewczyno ja chyba ciebie nigdy nie zrozumiem –
powiedziała chichocząc
-Kiedyś na pewno – powiedziałam ze śmiechem
-Chodź wracamy… - powiedziała Edwards
Ruszyłyśmy nasze cztery litery spod fontanny i poszłyśmy
tańczyć. Nie pozwoliłam nikomu zniszczyć mi humoru. Ja i Perrie bawiłyśmy się świetnie, do tego
gdy dołączyła moja babcia to normalnie zyskałyśmy tytuł „POGROMCÓW PARKIETU”.
Normalnie ludzie mieli z nas bekę. My to miałyśmy gdzieś. Tańczyliśmy do
białego rana. Ucieszył mnie fakt, że już koniec imprezy. Śpiąca, nachlana, szczęśliwa…
Pojechałam z Perrie i dziewczynkami do nas do domu. One bez problemu zasnęły.
Ja i Perrie zdjęłyśmy ciuchy i w samej
bieliźnie położyłyśmy się spać. Spaliśmy dobre bite osiem godzin. Wstałyśmy o
14. Akurat czas na obiad. Zeszłam na dół do kuchni. Była tam już Elizabeth
która coś pichciła. Podała mi obiad, a ja rozniosłam go na górę do dziewczyn,
do Perrie i do taty. Wzięłam swoją porcje i poszłam na górę. Włączyłyśmy sobie
telewizję i oglądaliśmy jakiś film romantyczny. Po zjedzeniu przysnęłam na 30
minut, w tym czasie Perrie się wykąpała, zdążyła zrobić wszystkie rzeczy. Lekko
mnie szturchnęła, wstałam z łóżka i odprowadziłam ją do drzwi. Mocno
przytuliłam, dałam buziaka w policzek i się z nią pożegnałam. Skoczyłam na
górę. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam wczorajszy makijaż. Postanowiłam że
dzisiaj będę w stu procentach naturalna czyli bez makijażu. Nałożyłam tylko
krem rumiankowy na twarz. Sięgnęłam do szafy po to i wyszłam do parku.
***
Usiadłam sobie na ławeczce, po patrzałam się czy nikogo
znajomego nie ma. Zaraz, zaraz czy ja tam widzę Perrie? Całą zapłakaną? Szybko
zerwałam się z ławki i wystartowałam jak torpeda. Po paru sekundach znalazłam
się obok niej, przytulając ją mocno. Płakała tak jak ja gdy się dowiedziałam
tej wiadomości od Louisa.
-Perrie, co się stało? – zapytałam
-No bo ja ci wszystkiego nie powiedziałam. Co ze mnie za
nadęta, głupia i nieszczera przyjaciółka. Ja przepraszam, naprawdę przepraszam…
Wybaczysz mi? – powiedziała szlochając jeszcze głośniej
-Wybaczę ci wszystko tylko powiedz to czego ja nie wiem… -
powiedziałam ze łzami w oczach – Nie lubię gdy najbliższa mi osoba cierpi.
Zrozum ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką, jak ktoś ci złamie serce to ja mu
zepsuję twarz… - powiedziałam ocierając jej zły
- No bo zanim ciebie poznałam to mieszkałam w Norwegii i tam
poznałam takiego jednego chłopaka. Od razu miłość od pierwszego wejrzenia.
Wiesz chyba jak to jest? I chodziłam z nim. Potem nadszedł czas przeprowadzki
on się przeprowadził i ja. Ale szczęśliwy los tak zrobił, że nasze rodziny się
przeprowadziły do Londynu. Ucieszyliśmy się i to bardzo. Było coraz lepiej aż
do teraz. Jestem cała zapłakana dlatego bo zobaczyłam jak całuje się z inną
dziewczyną. Powiedziałam mu że to koniec, a on dzięki że mnie wyręczyłaś. Nogi
jak z waty mi się zrobiły. A potem dodał my nie jesteśmy dla siebie stworzeni.
Myślałam że wyjebie mu z półobrotu i oto tutaj jestem… - powiedziała całą
roztrzęsiona Perrie, zaczęłam płakać tak jak ona… Moja historia z tą końcówką
historii Perrie się zgadzała. Ona miała dość tego wszystkiego tak jak ja.
Usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy się spowiadać o całym naszym życia, począć od
narodzin, aż do teraz. Nasza rozmowa
trwała z dobre trzy godziny. Na koniec zastanawiałyśmy się jak to jest być
przedszkolanką…
-Ej Sophie mam pomysł! – krzyknęła Per
-Słucham cię uważnie, kochana… - odpowiedziałam
-Może będziemy wolontariuszkami? – zapytała Perrie
poruszając dziwacznie brwiami
-Wiesz co ci powiem że niezły pomysł! Chodź poszukamy jakiś
informacji.
***
Znalazłyśmy się w domu Perrie. Poszłyśmy do jej pokoju, ona
odpaliła laptopa i szukaliśmy. Po 10 minutach znalazłyśmy. Byśmy pomagały w
sierocińcu. Wzięłyśmy numer do dyrektorki tego sierocińca i zadzwoniłyśmy.
Perrie rozmawiała przez telefon, a ja jej się uważnie przyglądałam. Skończyła
rozmawiać. Zapytałam i jak. Ona mi powiedziała wszystko ze szczegółami. Sukces!
Udało się zostałyśmy przyjęte, mamy zacząć jutro z samego rana. Skakałyśmy,
wariowałyśmy, po prostu cieszyłyśmy się że mamy lek na to żeby zapomnieć o paru
sprawach. Lubimy się opiekować i troszczyć o innych. Porozmawiałyśmy chwile i
pożegnałam się z Perrie. Jutro czekał niesamowity dzień. Naszym zadaniem było
się opiekować tymi dziećmi i je wspierać, oraz uczyć różnych rzeczy. Spełniać
ich marzenia. Nawet takich których się nie da spełnić, ale zawsze warto,
spróbować.
-----------------------------------------------------
Cześć. Oto kolejny rozdział mojego opowiadania. Chciałabym bardzo podziękować Alex Styles za to że pomogła mi za promować mojego bloga. Ale także dziękuję za 70 odwiedzin w 24 godziny. Jesteście wspaniali. Kocham was. Kolejna część pojawi się za 3 dni lub jutro, to zależy od mojej weny. Jeszcze raz dziękuję. Kocham was!
Wasza Sophie ♥